Książka "Zdobywcy Oddechu" od samego początku wywołuje zamieszanie i dzieli miłośników literatury. Jedni ją wychwalają za tematykę, którą porusza oraz za niezwykle swobodne posługiwanie się językiem przez pisarza. Drudzy natomiast zarzucają jej, że jest przygnębiająca i trudna w odbiorze, a refleksje i sentencje, którymi bombarduje Kłosowicz są nie do przebrnięcia.
Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki, a RECENZJA Was do tego nie przekonała, to może dzięki mojej rozmowie z autorem "Zdobywców oddechu" zmienicie zdanie i sięgniecie po tę powieść, bo warto!
"Przemysław Piotr Kłosowicz (ur. 1987) – pochodzi z gminy Jedlicze. Ukończył pedagogikę społeczno–opiekuńczą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mieszka i pracuje w Krakowie. Ma porażenie mózgowe i adoptowanego ze schroniska kota, choć uważa, że ten drugi fakt ma na jego życie większy wpływ. „Zdobywcy oddechu” to jego debiut literacki."
"Przemysław Piotr Kłosowicz (ur. 1987) – pochodzi z gminy Jedlicze. Ukończył pedagogikę społeczno–opiekuńczą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mieszka i pracuje w Krakowie. Ma porażenie mózgowe i adoptowanego ze schroniska kota, choć uważa, że ten drugi fakt ma na jego życie większy wpływ. „Zdobywcy oddechu” to jego debiut literacki."
1.Czy „Zdobywcy oddechu” to książka dla każdego?
Myślę że nie, choć
zdaję sobie sprawę z tego, że pani od promocji z wydawnictwa Novae Res po
przeczytaniu takiej opinii autora książki, dostałaby pewnie zawału, bo to
straszna antyreklama. Lubię Panią Dorotę, więc dla jej dobra odpowiem, że to
książka być może nie dla każdego, ale z pewnością każdy powinien sprawdzić, czy
jest na tyle wyjątkowy, że to książka właśnie dla niego. Cieszę się, że „Zdobywcy
oddechu” uchodzą za powieść niełatwą, ale wartą poświęconego czasu. Każdy ma niekiedy
gorsze dni, ale po amerykańsku nauczyliśmy się odpowiadać „I'm fine, thank you”.
Nawet jeśli to kłamstwo i tak naprawdę w wolnej chwili chcemy skoczyć z
wieżowca, tylko jakoś nie mamy czasu poszukać odpowiednio wysokiego. To książka
dla tych, którzy mają dosyć udawania.
2.Co chce Pan przekazać czytelnikom za pomocą swojego utworu?
Chcę im dać siłę. Z
jednej strony, by walczyli o każdą chwilę, szanowali życie, które wiodą. Z
drugiej, by pozwalali sobie na smutek, bo tłamszone emocje potrafią gnić w
człowieku, co szkodzi mu znacznie bardziej. Wypłacz się i rusz naprzód, ale nie
bój się smutku, bo on wcale nie jest gorszy od radości. Bez bólu nie
dostrzeglibyśmy jak nam zazwyczaj dobrze. To nie jest tak, że ja podczas pisania
„Zdobywców oddechu” miałem jakiś spadek cukru. Po prostu postanowiłem, że napiszę
książkę, z jaką jeszcze się nie spotkałem. Książkę w której nie będzie ani
owijania w bawełnę, ani w polar, ani w jakikolwiek inny miękki materiał.
Chciałem stworzyć powieść szorstką, uwierającą, wbijającą się drzazgą w pamięć,
organiczną. Smutek jest naturalny i nie trzeba go kryć za sztucznym uśmiechem.
Ja na co dzień jestem wesołym facetem z dużym dystansem do siebie, co najmniej
jak stąd do Placu Centralnego w krakowskiej Nowej Hucie. Nie zmienia to jednak
faktu, że jak w każdym, tak i we mnie jest trochę tego czarnego węgla. On co
prawda rozpala wyobraźnię, ale jednak jest mroczny i można się nim nieźle
pobrudzić. Zawarłem w tej książce tą kleistą smołę, czerń, smog. Powieść celowo
jest krótka, bo ludzie nie znieśliby takiego tekstu w dużej ilości. Nie uważam
jednak, że w tej książce nie ma nadziei. Jest! Piotr i Lena mimo tego, że wiele
w życiu przeszli wciąż wierzą, że znajdą miłość. Wiktor uważa, że dwaj synowie
i żona to jego święta trójca, a Zbigniew chce zmienić wygląd, bo dąży do
poprawy swojego losu. Oni wszyscy wierzą, że coś ich w życiu jeszcze czeka.
Choćby śmierć ;-) Z przekazem w tej książce jest trochę jak z testralem w
Harrym Potterze: dostrzegą go ci, którzy czegoś naprawdę przykrego już w życiu
doświadczyli.
3. Dlaczego to mężczyźni są w niej głównymi bohaterami?
Staraliśmy się o
patronat medialny dużej, ważnej fundacji, ale otrzymaliśmy odpowiedź, że choć
książka jest bardzo dobra i mają nadzieję, że stanie się popularna, to jednak
nie obejmą jej patronatem, gdyż zawiera szowinistyczne elementy. Bardzo mnie to
zaskoczyło, bo niemal wszyscy czytelnicy zwracali uwagę na to, że książka mówi
o tolerancji. Szowinizm, który się tam pojawia, to celowe ukazanie pewnych
spraw w krzywym zwierciadle, by podkreślić, że takie podejście do kobiet jest
złem i że tak po prostu nie wolno. Myślę, że to czytelne. Bohaterami są
mężczyźni, bo bardzo chciałem poruszyć temat ojcostwa, a także pokazać, że
pomimo różnej sytuacji życiowej, ci trzej faceci odczuwają to samo. O
macierzyństwie traktuje sporo książek na naszym rodzimym rynku wydawniczym.
Celuję w niszę.
4. Którego bohatera było Panu najtrudniej wykreować?
Wiktora. Dużo książek
przeczytałem, nim uznałem, że jestem gotów zmierzyć się z wykreowaniem tej tak
nieszczęśliwej, pokrzywdzonej przez los postaci. Zmaganie się z chorobą własnego
dziecka jest niewyobrażalnie trudną sytuacją życiową. Postanowiłem jednak być
przekorny i właśnie to sobie wyobrazić. Uważam że było warto. Dostaję sporo
wiadomości od ludzi, którzy też znajdują się w podobnej sytuacji i odnajdują w
tej postaci siebie. Zarzuca mi się, że książka jest depresyjna, wciągająca jak
mokradła, mroczna i niedająca nadziei. To nieprawda. Tak sądzą tylko ci, którzy
nie odważyli się na te mokradła wejść, zanurkować w tym tekście, dotknąć dna.
Aby zobaczyć drugie dno, w tym przypadku trzeba właśnie dotknąć dna! To
książka, którą albo się kocha albo nienawidzi. Osoby naprawdę doświadczone
przez życie piszą do mnie maile, że dzięki tej książce zrozumieli, że warto
walczyć o każdy wdech. Chcą być zdobywcami oddechu. Osiągnąłem więc swój cel - napisałem powieść, która jest ważna dla ludzi.
5. Skąd pomysł na okładkę?
Zobaczyłem 6 lat temu
prace Reni Loj – Lookarna na krakowskim Kazimierzu i od tamtej chwili byłem już
przekonany, że to właśnie jej ilustracja ozdobi moją książkę. Oczywiście wpierw
musiałem ją dokończyć, co okazało się bardziej czasochłonne niż przypuszczałem.
Wybór padł na grafikę z cyklu „Bajki o gołębiach”, bo to najbardziej
„krakowska” praca Renaty. Idealnie pasuje do tekstu. Mamy tu gołębia, chłód,
puste miejsce w sercu, a także postać mimo przeciwności losu z nadzieją
patrzącą w przyszłość. Wszystko się zgadza :-)
6. Czy wydanie własnej książki od zawsze było Pana marzeniem?
Moim marzeniem z
dzieciństwa było wydanie płyty, nie książki, ale jestem jeszcze młody więc
wszystko przede mną ;-) Zarówno w przypadku książek jak i płyt ważny jest
tekst. Zdania w „Zdobywcach” mają swój specyficzny rytm, zauważali to niektórzy
czytelnicy, więc to poniekąd taka moja muzyka na papierze, z użyciem liter
zamiast nut. Oczywiście od dawna chciałem wydać książkę. Mój pierwszy
maszynopis sprzed wielu lat spotkał się z odmową wydawców. I dobrze! Gdy teraz
wracam do tamtego tekstu, trochę się go wstydzę. Choć zdradzę Pani sekret,
drobną ciekawostkę - monolog Andżeli pochodzi właśnie z nigdy niewydanej
powieści. Taki recykling :-)
7. Jakie książki czyta Pan w wolnych chwilach? Ma Pan swoich
ulubionych pisarzy?
Jako młody człowiek
stałem się fanem Masłowskiej i Dehnela. Miałem na ścianie plakaty zdobyte na
spotkaniach autorskich. Już wtedy mogłem przypuszczać, że jeśli siądę kiedyś do
klawiatury, nie będzie to tekst napisany prostą polszczyzną :-) Na maturze z
polskiego wybrałem temat „Młodzi gniewni wśród twórców i bohaterów literackich”.
Opracowałem go w oparciu o „Pawia królowej” i „Wojnę polsko-ruska pod flagą
biało-czerwoną”. Pamiętam, że jako jedno z pytań usłyszałem zdanie: „Proszę
przekonać komisję do przeczytania tak wulgarnych książek”. Odpowiedziałem, że
Państwa obowiązkiem było przygotowanie się do dzisiejszego spotkania, więc nie
muszę tego robić, bo już książki te przeczytaliście. Dostałem maksymalną ilość
punktów. Miałem fajnych nauczycieli w liceum, dobrze wspominam tamten czas. Gdy
dorosłem, do listy ulubionych pisarzy dołączyła Anna Janko. Czyli nadal
nietypowy język… Fascynacje literackie nie minęły. Niedawno byłem na premierze
„Rozdartej zasłony”, czyli wspólnej powieści Dehnela i jego partnera – Piotra
Tarczyńskiego. Chyba po prostu lubię, gdy w zdaniach nie chodzi tylko o to, by
dobrnąć do kropki.
8. W jaki sposób Pan tworzy? Czy potrzebuje Pan ciszy i
wyznacza sobie godziny pracy, czy może wręcz przeciwnie?
Najczęściej piszę… w
telefonie! Wpadam na jakieś zdanie, muszę szybko zanotować by mi nie umknęło,
więc wysyłam je na swój numer smsem. Czasem zdarza się, że porządkując
wiadomości skasuję tego smsa i zdanie przepada. Mam też oczywiście zeszyt, w
którym notuję, ale nie podróżuję z nim, a komórkę mam zawsze pod ręką. Mam
wrażenie, że mój telefon wie o mnie najwięcej! Gdy przychodzi czas
wykorzystywania tych przypadkowych, niepowiązanych z sobą zdań, potrzebuję
całkowitej ciszy. Robię sobie zieloną herbatę i siadam przy biurku, na moim
pięknym, drewnianym, PRL-owskim fotelu, wyszperanym w sieci, wyżebranym za
darmo. Przeglądam napisane do siebie wiadomości i scalam je w całość. To bardzo
widać w książce. Nie zależało mi na fabule, bo z założenia miała to być książka
o tym, co kryjemy w głowach. Powstała więc powieść – mozaika, złożona z myśli,
z niewypowiadanych słów.
9. Planuje Pan wydanie kolejnych książek?
Chciałbym być pisarzem, choć trochę
się rumienię, gdy ktoś mówi do mnie per „pisarz”. Pisarzem człowiek staje się moim
zdaniem gdzieś w okolicach trzeciej książki, póki co jestem więc co najwyżej
autorem powieści. Jednej! Zależy mi oczywiście na progresie. Druga książka pt.
„Sajko” ma już jak widać tytuł, ale co ciekawe - ma już także okładkę. Znacznie
łatwiej pisze mi się, gdy wiem co zobrazuje ten tekst. Mam nadzieje, że
wydawnictwo poprze mój koncept. Druga książka jest książką o psychoterapii.
Niedawno stworzyłem bardzo konkretny projekt tego tekstu, ujmując w nim punkty
typu: zarys postaci, pomysły na fabułę, przesłanie powieści itd. Do drugiej
książki podchodzę znacznie bardziej świadomie. Byłem kiedyś team liderem, dużo
pracowałem z Excelem. Śmieję się, że teraz książkę też piszę przy wykorzystaniu
tego programu, bo wszystko mam w tabelkach. Polubiłem porządek. „Zdobywcy
oddechu” dosłownie „wisieli” u mnie na ścianie, rozpisani na samoprzylepnych
karteczkach, poprzyklejanych nad biurkiem. Widać poszedłem teraz z duchem czasu: laptop, smartfon, tabele :-)
Uważam, że "Zdobywcy oddechu" to naprawdę interesujący debiut literacki, na który warto zwrócić uwagę. Jest to powieść, która zmusza nas do refleksji, do zatrzymania się i przemyślenia pewnych rzeczy. Nie można czytać jej w biegu, trzeba poświęcić jej czas i zagłębić się w przemyślenia bohaterów.
Bardzo dziękuje Panu Przemysławowi za rozmowę i poświęcony czas. Życzę dalszych sukcesów!
Bardzo dziękuje Panu Przemysławowi za rozmowę i poświęcony czas. Życzę dalszych sukcesów!
Mam jeszcze większą ochotę na tę książkę po tym wywiadzie ;)
OdpowiedzUsuńNormalnie w pewnym momencie miałam łzy w oczach, czytając ten wywiad. Pan Przemysław tak pięknie mówi, że aż w serduszku ściska. Do tej pory nie wiedziałam, czy sięgnąć po tą książkę, ale teraz już wiem, że zrobię to na pewno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
BOOK MOORNING
Przeczytałam książkę i była dobra! :) Miło będę ją wspominała.
OdpowiedzUsuńCześć, chciałam Cię zaprosić na KONKURS na moim blogu!
OdpowiedzUsuńDo wygrania naprawdę świetna nagroda! Na pewno umili Ci świąteczne wieczory, a może przyda się na prezent dla bliskiej osoby? :)
KONKURS
ALEXANDRAK-BLOG.BLOGSPOT.COM
Bardzo lubię tego autora, jest niezwykle sympatycznym człowiekiem :)
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo mnie zainteresowała, a teraz, po wywiadzie z autorem, jeszcze bardziej mnie do niej ciągnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/
Zgadzam się, że nie każdemu ta książka może się spodobać, jednak ma ona w sobie wiele cennych spostrzeżeń, nakłania do refleksji, a obecnie bardzo to lubię. :)
OdpowiedzUsuńNie znam autora, ale wywiad fajnie wyszedł ;)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale nie słyszałam wcześniej o "Zdobywcach oddechu"... Może raz, czy dwa mignęła mi przed oczami okładka, ale raczej nie zwróciłam na nią uwagi...
OdpowiedzUsuńZ tego, co opowiada o niej sam autor, myślę, że mogłaby to być książka dla mnie. Przygnębiające klimaty to zdecydowanie moja "działka". :) Muszę się za nią koniecznie rozejrzeć!
Pozdrawiam serdecznie,
Ola aka Zaczytana Iadala
Już trafiłam na tą hipnotyzującą okładkę. Po Twoim wpisie juz wiem, że nie tylko okładka będzie hipnotyzować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam